Legenda o duchu Kazimierza Mieroszewskiego.

Wiemy już, że nazwa Będzin pochodzi od imienia rycerza Bendy, znamy  historię nieszczęśliwej miłości Błękitnej Ludwiki i niecne poczynania burgrabiego będzińskiego – Mikołaja  Siestrzeńca herbu Kornicz, czas poznać legendę związaną z budowniczym pałacu na Gzichowie – Kazimierzem Mieroszewskim.

 

W parku, w księżycowe noce, pojawia się czasem męska postać zastygła pomiędzy dwoma znajdującymi się tam rzeźbami przedstawiającymi Bachusa i Florę. O świcie postać ta dosiada dziwnego, dwugłowego konia i znika w rannej mgle. To nikt inny, tylko Kazimierz Mieroszewski  - budowniczy gzichowskiego pałacu, wspaniałej siedziby szlacheckiej wybudowanej w  pierwszej połowie XVIII w.

Podobno w czasach młodości, kiedy Kazimierz był jeszcze kawalerem, dość mocno gustował w płci pięknej i  mocnych trunkach. Nie było dnia, żeby w gzichowskim pałacu nie organizowano jakiegoś bankietu, uczty czy biesiady. W tych czasach okazji było wiele. A to imieniny pańskie,  kulig, święta, udane polowanie. Biesiadowano zresztą i bez specjalnej okazji. Pijatyki Kazimierza i jego kompanów ciągnęły się całymi godzinami, a stoły uginały się od jedzenia i mocnych trunków. Pito miody pitne, węgierskie i francuskie wina, wygłaszając niekończące się toasty: za gospodarza,  honorowego gościa, całą kompanię, brać szlachecką, stan duchowny, … itd. Kazimierz jako symbol swoich zamiłowań zamówił do parku rzeźbę przedstawiającą  Bachusa - rzymskiego Boga wina i winnej latorośli.

W końcu znużeni pijatykami mieszczanie postanowili przywołać  właściciela dóbr gzichowskich do porządku. Wysłali do niego miejscowego plebana , który miał go nakłonić do ustatkowania się i porzucenia grzesznego życia. Na nic to się zdało.  Kiedy ksiądz przybył Kazimierz wyszedł na jego spotkanie niezupełnie trzeźwy. Nie tylko nie chciał słuchać napominań sługi bożego,  lecz wręcz zagroził mu, że jeśli nie da mu świętego spokoju, każe go włóczyć końmi po całym obejściu .

Pleban, uciekając nałożył na Mieroszewskiego klątwę, każąc mu po śmierci, co noc w towarzystwie rzeźb parkowych rozmyślać o swoich grzechach, a w ciągu dnia do czyśćca na koniu o dwóch głowach powracać.

Chociaż Kazimierz z biegiem lat ustatkował się, znalazł sobie żonę, miał z nią kilkoro dzieci i był dobrym gospodarzem dóbr gzichowskich, okazało się jednak, że skrucha przyszła za późno. Za grzechy kawalerskich czasów do dnia dzisiejszego jego duch pokutuje w przypałacowym parku.

 

Design Joanna Kobryń © Muzeum Zagłębia w Będzinie

MAPA STRONY